niedziela, 13 października 2013

Prawdziwy, kolorowy, rumuński pchli targ.


Wczoraj, razem z moją niemiecką koleżanką i rumuńsko-węgierskim kolegą (czyli prawdziwym mieszkańcem Transylwanii) wybraliśmy się na największy w Rumunii pchli targ, który raz do roku daje szansę mieszkańcom kraju i obcokrajowcom, ciekawym nowych wrażeń, na poszukiwanie skarbów wśród stert używanych rzeczy i ręcznie wykonywanych małych dzieł sztuki. Jedna z wiosek 70 km od Cluj, zamienia się na kilka dni w wielką świątynię konsumpcjonizmu. Kolejka do wjazdu do niej ciągnie się już kilka kilometrów przed tabliczką z nazwą miejscowości, a swój samochód zaparkować można, za symboliczne 5 Lei, w ogródkach mieszkańców, którzy wykorzystują tą okazję dla wzbogacenia swojego domowego budżetu. Samochody stoją więc na trawnikach pomiędzy biegającymi wolno kurczakami lub wśród zaskoczonych tą zmianą scenerii krowami czekającymi na wieczorne dojenie. W tym czasie przyjezdni mogą spokojnie dać porwać się wirowi kolorowych spódnic noszonych odświętnie przez Cyganki, nacieszyć oczy tradycyjnymi strojami Rumunek, poskakać do rumuńskich przebojów disco, spróbować kiełbasek, na które pewnie zostały przerobione niedawno jeszcze mieszkające w okolicy świnie i poćwiczyć targowanie, bo taki jest tutaj zwyczaj Pociąg (tak właśnie! bo targ rozstawiony jest nie tylko przy drodze, ale również po obu stronach działającej linii kolejowej), odjeżdża kilka razy z miejsc, wiadomych tylko miejscowym, bo nawet prowizorycznej budki tutaj brak. Błotniste drogi prowadzą zakrętami pomiędzy stoiskami ze wszystkim, co tylko można sobie wyobrazić. Garnki, szczeniaki i baranie czapki, stare pocztówki, książki, ubrania z innej epoki i równie stare żelazka, tradycyjne słodycze i pieczone kasztany kuszą przechodniów torujących sobie drogę na ścieżce, prowadzącej do lasu – czyli targowej toalety.  Wśród wesołej od taniego piwa atmosfery cały dzień mija nie wiadomo kiedy. Powrót ze skarbami poupychanymi w torebkach i plecakach nie jest jednak wcale łatwy, bo kolejka, która wcześniej ciągnęła się przed wjazdem do miejscowości, teraz przeniosła się na wyjazd z niej. Warto jednak było przyjechać nawet tylko po to, żeby zobaczyć, jak żyje Rumunia z dala od wielkich miast.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz