Kiedyś strasznie się bałam chodzić w różne miejsca sama... Na przykład nie wyobrażałam sobie zamówienia piwa i wypicia go samotnie przy stoliku w barze. Jeśli chodzi o kawiarnie, to sprawa miała się trochę lepiej, bo picie kawy bardzo często łączy się z czytaniem książki, a wtedy o takiej całkowitej samotności nie ma mowy. A zapisanie się na kurs tańca bez partnera? - Niemożliwe - aż do teraz. Okazuje się, że nowe miejsce, daleko od wszystkiego dobrze znanego i oswojonego, sprzyja odważnym decyzjom. Potrzeba odkrywania, zdobywania nowych doświadczeń i przełamywania swoich blokad mają jak największe szanse ujawnić się, kiedy znajdziemy się gdzieś, gdzie nigdy wcześniej nie byliśmy, całkowicie sami. I dlatego od kilku dni uczę się tanga... po rumuńsku. A przy okazji uczę się... rumuńskiego. Słucham instrukcji w tym tajemniczym jeszcze języku, a później tańczę do argentyńskiej muzyki, ciesząc się, że jestem w Rumunii i, że właśnie w tej chwili moje stopy wystukują rytm na jednym z jej parkietów. Pozdrawiam Was więc serdecznie z roztańczonego Cluj i życzę odwagi w przełamywaniu waszych barier gdziekolwiek jesteście! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz