Nigdy nie lubiłam słuchać, kiedy ktoś mówił mi "Nie rób tego, nie jedź tam, przecież tam jest niebezpiecznie" dodając różnorodne opisy miejsc, do których się wybierałam, zaczerpnięte z telewizji lub internetu. A ja zawsze wolałam sprawdzić osobiście. Przekonać się na własnej skórze jakich ludzi mogę spotkać i co przeżyć w tych zakątkach świata, które tak źle zostały odmalowane przez media. Dlatego uśmiechałam się grzecznie, słysząc kolejne zapewnienia o niebezpieczeństwach na mnie czyhających i mówiłam: zobaczymy. A później pakowałam plecak i ruszałam w podróż, żeby dotrzeć do miejsca, które z jakiegoś powodu znalazło sobie drogę do mojego serca. W ten właśnie sposób zakochałam się w górzystej Bośni i Hercegowinie, która nadal cierpi po niedawnej wojnie, ale równocześnie ma tak wiele do zaoferowania tym, którzy odważą się brać. Kosowo, uczące się dopiero niezależności, pokazało mi, że mając naprawdę niewiele, nadal można dzielić się z innymi. Albania zachwyciła mnie swoim pięknem, Serbia gościnnością a Rumunia... każdego dnia czymś nowym. W niedziele zazdroszczę kolorowych strojów Cygankom, które właśnie w ten dzień ubierają się najlepiej, jak potrafią. Wieczorami wracam do domu słabo oświetlonymi ulicami, a jeśli mam szczęście, na niebie jasno świeci księżyc. Idę więc przez miasto, po którym chodziło przede mną wiele pokoleń Rumunów, Węgrów, Cyganów, i wszelkich innych narodowości, które znajdowały tutaj swój dom, z powodu historycznego zagmatwania. Świadomość tego, że o tej późnej porze i przy świetle księżyca spaceruję po części świata, o której krąży tyle legend, sprawia mi tylko większą przyjemność. Próbuję nowych potraw, wypatruję bezpańskich psów i wstydzę strasznie, kiedy po raz kolejny próbuję mówić do stojącej przede mną kobiety w średnim wieku prostym angielskim. Kiedy uśmiecha się do mnie odpowiadając płynnie w tym języku wiem, że padłam ofiarą stereotypu i wcale nie jest łatwo z tym walczyć. Pewnie dużo jest jeszcze tych, które przez lata, całkowicie wbrew mojej woli zagościły w moich myślach. Od niedawna dopiero jestem świadoma tego, że Rumuni i Romowie (nazywani tak w politycznie poprawnej wersji, chociaż oni sami wolą określenie Cyganie) to dwie różne narodowości, a ci drudzy stanowią największą mniejszość etniczną w karpackim kraju, dodając mu barw i tajemniczości. Pozwalam więc torebce swobodnie zwisać z ramienia, upominając się w myślach, kiedy przyciskam ją do siebie zbyt mocno mijając grupę barwnie ubranych kobiet w długich, falbaniastych spódnicach. Podziwiam powozy konne, jeżdżące ulicami wśród samochodów, żałując mimo wszystko, że mój kraj pędzi autostradami w kierunku rozwoju. Uczę się codziennie czegoś nowego, pozbywam stereotypów i wymazuję to, co w przestrogach i zapewnieniach, niechciane, jednak zamieszkało na dnie moich myśli. A kiedy mijam staruszki sprzedające bukiety polnych kwiatów i ziół, mam zawsze ochotę kupić jeden. Jeśli będę kiedyś bogata, chociaż o tym nie marzę, to będę kupować kwiaty od wszystkich starszych pań mijanych na bezpiecznych i niebezpiecznych ulicach świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz